piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 2

N I A L L 


Drzwi uchyliły się, a w nich stanął wysoki chłopak, o dużych, zielonych oczach i burzą kręconych włosów. Z jego wyrazu twarzy wywnioskowałem, że nie uśmiecha mu się pobyt tutaj. Cóż, takie życie.Mój nowy współlokator wszedł niepewnie do pokoju, a za nim pojawiła się Alice. Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech, mimo, że nieudolnie starałem się go powstrzymać.
- Niall, to jest Harry. - brunetka wskazała na zielonookiego. - Harry, to jest Niall.
- Hej, Niall. - powiedział niepewnie i wyciągnął ku mnie dłoń.
- Cześć. - mruknąłem, ignorując ten gest.
Chłopak wzruszył jedynie ramionami i postawił torbę na materacu, który pod jej ciężarem, ugięła się lekko. Harry usiadł na przeciwko mojego łóżka, nie wiedząc co ze sobą zrobić.Chciałem mu współczuć, ale jakoś nie potrafiłem. Wiem, zachowywałem się jak kutas, ale cóż poradzić. Taki się stałem. Przestałem dopuszczać do siebie kogokolwiek, przez strach przed ponownym zranieniem.
- Harry, - Alice zwróciła się do mojego nowego "kolegi", - za godzinę masz sesję z doktorem Phillipsem. Rozpakuj się, a niedługo będzie obiad. Niall, - tym razem spojrzała na mnie. - Mogę cię prosić?
Westchnąłem ciężko i niechętnie wyszedłem z pokoju. Wiedziałem, co chciała, a ja nie miałem ochoty słuchac jej kazań. Miałem być miły dla tego chłopaka, ale ja nie potrafiłem nawet się do niego uśmiechnąć. Nie budził we mnie przyjaznych odczuć.
- Obiecałeś mi! - Alice syknęła, kiedy tylko odeszliśmy kawałek od sali. - Obiecałeś, że będziesz się starać! A ty nawet nie wykazujesz chęci aby być miłym!
- Och, przepraszam bardzo, nie prosiłem się o jakiegoś idiotę w sali! - odburknąłem, zakładając ręce na piersi, a moje dłonie znalazły się pod pachami.
- Ty go nawet nie znasz, do cholery! - powiedziała głośniejszym szeptem, aby Harry nie usłyszał.
- Może nie chcę?
- Och, już nie bądź takim dupkiem, dobrze? Tolerowaliśmy twoją oschłość w stosunku do innych pacjentów, ale to jest twój współlokator, jasne? Będziesz musiał z nim spędzić co najmniej trzy miesiące w jednym pokoju i na pewno nie dostaniesz nowego pokoju tak jak poprzednio. Zresztą, sam obiecałeś, że nie będziesz prosił o inny pokój.
Westchnąłem cicho, przypominając sobie, jak w ciągu sześciomiesięcznego pobytu tutaj zmieniałem pokój co najmniej cztery razy, bo nie podobała mi się osoba, z którą mieszkam. W końcu trafiłem na jakiegoś świrusa, który co noc chciał popełnić samobójstwo. Pewnego razu niestety mu się udało, kiedy ja byłem na jednodniowej przepustce.
- Okej. - powiedziałem po chwili ciszy. Nie lubiłem kłócić się z Alice. Była jedyną bliską mi osobą w tym chorym miejscu. Nie chciałem jej stracić. - Teraz naprawdę się postaram. Niechętnie, ale to zrobię. - przyznałem.
Pełne usta dziewczyny uniosły się delikatnie ku górze, formując delikatny uśmiech. Wspięła się na palce i delikatnie musnęła mój policzek, przez co od razu spłonąłem rumieńcem.Super. Nienawidziłem tych różowych plam na mojej twarzy. Zdradzały wszystko. Zresztą, rumieniłem się przy każdej okazji, nie ważne w jak bardzo beznadziejnej sytuacji byłem. Czasem czułem się jak baba. No bo w końcu, to jest damskie, facet z rumieńcami na polikach wyglądał słodko. A ja do tego wszystkiego byłem blondynem z niebieskimi oczami i aparatem na zębach, co tą moją "słodkość" tylko potęgowało.
- Będę lecieć. Doktor Phillips chce coś ode mnie, a ja musiałam przyprowadzić Harry'ego. Pamiętaj - bądź miły.
Posłała mi ponownie przelotny uśmiech, po czym pobiegła długim korytarzem. Westchnąłem cicho, szykując się na sztuczną uprzejmość, która będzie musiała mi już towarzyszyć przez większość czasu.Wszedłem powoli do pokoju. Zastałem Harry'ego, który siedział na materacu z przyciągniętymi do brody kolanami, które objął ramionami. Powstrzymałem prychnięcie i usiadłem na moim łóżku po turecku.Miałem być miły. Przybrałem więc ten cholerny uśmiech i przeniosłem się na łóżko mojego współlokatora. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Mogę? - upewniłem się, a kiedy chłopak kiwną głową, usadowiłem się wygodnie.
Po jego policzku spływała pojedyncza łza. Poczułem się okropnie. Doprowadziłem go do płaczu bo to zapewne przeze mnie i przez moje zachowanie płakał. Mimo, że nie pałałem do niego przyjaznym uczuciem, byłem człowiekiem, tak jak i on. Zrobiło mi się go żal, więc postanowiłem że naprawdę się postaram. Nie tylko dla Alice.
- Możemy zacząć od nowa? - spytałem, nawet nie owijając w bawełnę. - Zachowałem się jak dupek.
- Mhm... Jasne. - nie wyczułem w jego głosie większego zainteresowania ani chęci do rozmowy, przez co zaczął działać mi na nerwy, jednak obiecałem się postarać.
- Ja już po prostu taki jestem. - mruknąłem. - Nie przepadam za towarzystwem, więc nie jestem przyzwyczajony do lokatora. A jeszcze do tego zostałem powiadomiony o twoim przybyciu jakieś pół godziny temu, więc złość mi jeszcze nie przeszła... Więc... Jestem Niall. - wyciągnąłem rękę ku chłopakowi, a on ją uścisnął, po czym szybko puścił.


H A R R Y

Spojrzałem na blondyna i uśmiechnąłem się delikatnie. Było mi miło, że przeprosił. Wiedziałem, że nie przepadał za mną, lecz starał się to ukryć. Albo ponownie zaczynałem sobie wszystko dopowiadać. 
- Słuchaj... - zacząłem, ocierając wierzchem dłoni łzę. - doceniam to. Serio. Ale widzę, że mnie nie lubisz. 
Chłopak westchnął tylko cicho, po czym zeskoczył z mojego łóżka. Wplótł palce w swoją blond czuprynę i rozpoczął spacer po pokoju. 
- To nie tak. Już ci mówiłem. - powiedział przez zęby. - Nie jestem raczej typem...
- Kolesia, który lubi towarzystwo. - Wciąłem mu się w słowo. - Wiem, wiem. Nie jestem głuchy, a ty nie jesteś dobrym aktorem, jeśli mam być szczery. 
Niall zatrzymał się i spojrzał na mnie zdezorientowany. 
- Masz mnie za debila? - jęknąłem. - Widzę, że tylko udajesz miłego. Zresztą, słyszałem twoją rozmowę z tą całą Alice. Ale doceniam to, serio. 
- No właśnie widać, jak doceniasz. - mruknął, siadając na krześle. - Poza tym, powinieneś wiedzieć, że nie wypada podsłuchiwać. 
- Mam dobry słuch. - wzruszyłem jedynie ramionami. - A i tak obydwoje rozmawialiście tak głośno, że aż głuchy by was usłyszał. 
To nie było moim najlepszym posunięciem. W końcu miałem spędzić z tym kolesiem jakiś czas, co najmniej miesiąc, a ja go do siebie zrażam. Nie było to mądre z mojej strony, jednak wolałem, aby ktoś lubił mnie naprawdę, a nie tylko, bo tak mu każą. Zresztą, nie chciałem, aby się męczył tym udawaniem. To było dziwne z mojej strony, jednak zawsze myślałem o innych, przez co najczęściej ja byłem pokrzywdzony.
Mój współlokator usiadł na krześle, po czym zaczął pisać coś w skórzanym dzienniku. Ja natomiast rozpocząłem rozpakowanie się i starałem się, aby moje łóżko i "prywatna przestrzeń" była bardziej przytulna niż szpitalne łóżko, szafka i do tego plastikowa, bez kantów.
Po jakimś czasie ktoś zapukał do drzwi i wszedł bez pozwolenia do pokoju. Okazało się, że to kucharka, która chciała zawołać nas na obiad. Niall rzucił notesem na łóżko i wyszedł z sali, totalnie mnie olewając. Zabolało mnie to. Mógłby przynajmniej zaprowadzić mnie do stołówki. Jednak właśnie tego chciałem, nieprawdaż? Żeby nie musiał udawać uprzejmego, co liczyło się także z oprowadzaniem mnie po szpitalu, który stał się moim tymczasowym domem. Zamknąłem drzwi od sali, po czym stanąłem, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
- Cześć! - obok mnie wyrosła jakby z ziemi dziewczyna, która uśmiechała się przeraźliwie szeroko.
- Hej?
- Jestem Mary! - przedstawiła mi się, po czym rzuciła na mnie przytulając mocno.
- Harry. Miło mi cię poznać.
Dziewczyna odsunęła się ode mnie, a ja mogłem jej się spokojnie przyjrzeć. Była drobna i ubrana w piżamę, składającą się z przymałej koszulki z myszką miki  i spodniami w kratę. Na stopach miała nałożone wielkie kapcie króliki. Była chorobliwie blada, a jej pociągłą twarz zdobiły brązowe długie włosy, które były ewidentnie nie myte przez co najmniej dwa dni. Jej ręce zdobiły igły powbijane w żyły, plastry, bandaże i te wszystkie wenflony do kroplówek. Zauważyłem także na nadgarstkach ślady po cięciach. Od razu złapałem się za swoje, nawet się nie orientując. Jej przeraźliwie szeroki uśmiech zdobił twarz, a w dużych, szarych oczach, które były smutne, jarzyły się delikatnie ogniki podniecenia.
- Zgubiłeś się, Harry? - spytała piskliwym głosikiem, który totalnie do niej nie pasował.
- Mhm, coś w ten deseń.
Dziewczyna klasnęła w dłonie i z podniecenia podskoczyła w miejscu.
- Yay! Super! - pisnęła. - Chodź, Harry. Zaprowadzę cię.
Mary chwyciła moją dłoń, po czym pociągnęła mnie w nieznaną mi stronę. Poszedłem za nią pełen obaw.
- Gdzie mnie prowadzisz? - spytałem po chwili. - Nawet nie powiedziałem, gdzie chcę iść.
- Nie musisz, Harry. - pisnęła, śmiejąc się przy tym wniebogłosy. - Ja wiem gdzie chcesz iść. Nie musisz mi mówić.
Zmarszczyłem brwi.
- Co masz na myśli?
Przystanęła i spojrzała na mnie z tym strasznym uśmiechem, który mnie przerażał.
- Ja wiem wszystko, Harry. Umiem czytać w myślach. - powiedziała to z uśmiechem, jednak w jej oczach widziałem, że jest śmiertelnie poważna.

__________

pisałam długo. nie miałam zarysu opowiadania, jednak dzięki Sylvii i dzięki lekcji niemieckiego udało mi się napisać i już wiem jak wszystko się potoczy. :>

5 komentarzy = następny rozdział. :>